Pierwszy raz nazwa Roztocze pojawiła się w kronikach pod koniec XIX wieku, kiedy to galicyjscy geografowie tworzyli pierwsze przewodniki po tym rejonie. Określała ona wtedy pasmo wzgórz ciągnących się od Lwowa po miejscowości Werchrata i Bełżec. Aktualnie, mianem Roztocza, określa się wzgórza pomiędzy Kraśnikiem, a Lwowem. Tak o tym obszarze pisał w 1900 roku Franciszek Fejfer – Stankowski z Florianki, pracownik leśny Ordynacji Zamojskiej (o wycieczce na górę Nart koło Zwierzyńca):
Pierwszy raz (…) byłem tam w porze wiosennej. Potężne buki, jakich nie widzi się już nigdzie, stały w seledynowej krasie wiosennego listowia. Między nimi ciemno-szmaragdowe jodły, o pniach jak potężne kolumny, przedzierały się strzelistymi wierzchołkami ku światłu. Dołem zalegał prawie mrok, tylko gdzieniegdzie promyk słońca ślizgał się po omszonych pniach starodrzewia. Olbrzymie zwalone kłody zarosły już całkowicie mchami, pod którymi tętniło życie milionów drobnych istnień lasu. Góra rozbrzmiewała głosami jej mieszkańców. Przez gąszcz paproci dało się słyszeć łamanie gałęzi i tupot – przemknęła sarna. Za chwilę z zarośli ukazała się wspaniała głowa jelenia. Oddalił się powoli, z godnością, czuł się tu pewnie i bezpiecznie. Usiadłem na zwalonej kłodzie – tuż przede mną na wysokości ramienia, z niewielkiej jodły zsuwał się wolno ogromny wąż Eskulapa. Jego giętkie ciało obejmowała spiralnie gałąź. Nie bał się i nie uciekał. Na przyległej, nasłonecznionej polanie kwitły konwalie. Urok tej góry jest niezapomniany.
Dla nas przedsmakiem Roztocza, który rozbudził chęć poznania tego rejonu, był wyjazd do Zamościa i Lublina, który zrealizowaliśmy kilka tygodni wcześniej, przed majówką, korzystając z ładnej, słonecznej pogody, w jeden z kwietniowych weekendów.
Zamość i Lublin
Zwierzyniec – nasza baza wypadowa
Rowerem do Józefowa
Hrebenne i okolice
Wielka rowerowa pętla przez Roztocze
Roztoczański Park Narodowy i Bukowa Góra
Zamość i Lublin
Do Zamościa chciałem pojechać od czasów studiów, kiedy to na jednych z zajęć zobaczyłem na zdjęciu słynny barokowy ratusz. Nigdy nie było ku temu okazji. Aż do drugiego weekendu kwietnia, kiedy razem z Mig postanowiliśmy zrobić sobie jednodniowy wypad na Lubelszczyznę. Zamość, który był głównym celem tej wycieczki uzyskał prawa miejskie w 1580 roku za sprawą kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego, który jednocześnie był właścicielem miasta. W 1589 roku, Zamość stał się stolicą utworzonej ówcześnie Ordynacji Zamojskiej.
Pomnik Jana Zamoyskiego w Zamościu
Historyczne znaczenie miasta, jego zachowana architektura i ten jedyny w swoim rodzaju ratusz… przyciągają turystów jak magnez, nie tylko z Polski, ale również spoza granic naszego kraju. Podobnie było ze mną.
Samochód zaparkowaliśmy w niewielkiej odległości od Starego Miasta, które jak się okazało, wcale nie jest takie duże, jak sobie to wyobrażałem. Po kilku chwilach spaceru mogliśmy już na własne oczy podziwiać Rynek Główny wraz ze słynnym zamojskim ratuszem. Rynek ma zabudowę typowego starego miasta. Otaczają go ładne, zadbane kamieniczki, a budowlą górującą nad wszystkim jest ratusz, w którym po dziś dzień swoją siedzibę mają władze miasta. Jego aktualny wygląd zawdzięczamy przebudowie, która miała miejsce w drugiej połowie XVIII wieku.
Ratusz z górującą nad całym rynkiem 52-metrową wieżą
Odrestaurowane kamienice, otaczające rynek Starego Miasta
Szersza perspektywa na rynek
Z rynku, niewielkimi schodami prowadzącymi w dół, w kilka chwil możemy wydostać się na miejskie planty. Pozostałości murów obronnych przekształcone zostały w teren zielony, a fantazja projektantów i architektów, odnośnie wykorzystania tego miejsca, jako terenu rekreacyjnego nie znała granic. Są tu ścieżki spacerowe, rowerowe, sporo ławek i miejsc, gdzie można spokojnie odpocząć.
Kierując się na południe od rynku, tymi schodami wydostaniemy się na planty
Zamojskie mury obronne w pełnej krasie
Razem z Mig spacerujemy ścieżkami wzdłuż terenów zielonych, podziwiając piękno tego miasta. Urokliwym miejscem na naszej drodze są dwa mostki, które powieszone zostały nad torami kolejowy, biegnącymi obok samej starówki. Miejsce to robi niespotykane wrażenie, a połączenie widoku starych kamienic z nowoczesnością miejskiej architektury jest tu bardzo nietypowe.
Mosty pieszo – rowerowe nad torami kolejowymi w centrum Zamościa
Następnie przechodzimy obok jednego z największych zabytków miasta. Kościół Świętego Mikołaja powstał w latach 1618 – 1631, w miejscu drewnianej greckiej cerkwi. Ze względu na jego lokalizację, tuż obok murów obronnych, jego wieża służyła także jako punkt obserwacyjny i strzelniczy. Zabytek jest pięknie odrestaurowany i zadbany. Aktualnie nadal odprawiane są w nim nabożeństwa.
Kościół Św. Mikołaja
Swoją wycieczkę po Zamościu ponownie kończymy na rynku, odwiedzając przy okazji Restaurację Muzealną Ormiańskie Piwnice. Miejsce jest bardzo klimatyczne, utrzymane w bliskowschodnim klimacie gruzińsko – ormiańskim. Choć opinie na googlu ma niezbyt pochlebne, zdecydowaliśmy się tam zjeść. I nie pożałowaliśmy 🙂 Zupa pokrzywowa (jedzona przez nas pierwszy raz w życiu) jest tu genialna, a drugie dania, które zamówiliśmy: Horowac (ormiański szaszłyk z grillowanymi warzywami) i Hajkjakan Kjabab (ormiański kebab z lawaszem i sałatką) stały naprawdę na wysokim, kulinarnym poziomie. Według mnie, będąc w Zamościu, zdecydowanie warto tu zajrzeć. Nie trzeba przejmować się tym bardziej googlowskimi opiniami, które zupełnie nie odzwierciedlają jakości serwowanych tu dań.
Wracając z Zamościa zahaczyliśmy jeszcze na chwilę o Lublin. Choć pora była dość późna, szybko udało nam się zobaczyć Stare Miasto. Mimo tego, że wielokrotnie byłem w Lublinie, nigdy nie zgłębiałem tajemnic jego historycznej i zabytkowej części. Jak przystało na stolicę województwa, miasto jest ładne i zadbane. Większość zabytkowych kamienic jest odrestaurowana, a zamek królewski zlokalizowany na wzgórzu w centrum, prezentuje się niezwykle okazale.
Lubelska starówka
Ulica Zamkowa, prowadząca przez Bramę Grodzką do zamku królewskiego
Kamienica Andrzeja Kota
Jeszcze z bliska
Na terenie zamku ustawiona została niezwykle ciekawa ekspozycja, mianowicie „Tężnia sztuki”. Instalacja wybudowana została w formie tężni solankowej, a jej pomysłodawcą i autorem jest Robert Kuśmirowski, który przez 12 lat gromadził eksponaty powystawowe aby móc zrealizować swoją wizję tężni, a zarazem tchnąć drugie życie w przedmioty, które dawno odeszły by inaczej do lamusa.
„Tężnia sztuki”
Jeden z przykładów eksponatów
Wracając do samochodu ze wzgórza zamkowego, przed nami rozpościerał się piękny widok na lubelskie Stare Miasto, które potrafi oczarować swoją estetyką, a także zakamarkami, których jest tu niezliczona ilość.
Stare Miasto w Lublinie
Jedna z wielu urokliwych uliczek
Kamienice przy rynku głównym
Zwierzyniec – nasza baza wypadowa
Jadąc na cztery majówkowe dni na Roztocze, nie wiedzieliśmy nic o tym rejonie Polski. Znaliśmy go tylko ze zdjęć i z krótkiego pobytu w Zamościu, miesiąc wcześniej. Co prawda internet pełen jest relacji i zdjęć, to jako prawdziwy niewierny Tomasz, dopóki nie zobaczę na własne oczy, to nie uwierzę. Jako miejsce wypadowe wybraliśmy Zwierzyniec, czyli takie roztoczańskie Zakopane. Przede wszystkim dlatego, że chcieliśmy koniecznie jechać niskobudżetowo, a tam znaleźliśmy jedyny w okolicy camping, który był na necie. Jak później rzeczywistość zweryfikowała, campingów na Roztoczu jest mnóstwo, ale my trafiliśmy akurat na Ośrodek Turystyczny Echo, czego w efekcie nie żałowaliśmy. Sam Ośrodek z campingiem zlokalizowany jest w centrum Zwierzyńca. Na jego terenie znajduje się kilkadziesiąt drewnianych domków wypoczynkowych, oraz mnóstwo miejsca na namiot. Poza tym, do dyspozycji gości jest w pełni wyposażona kuchnia, a także sanitariaty, które są schludne i czyste. Za płotem campu znajduje się Biedronka, a 500 metrów dalej, główny deptak miasta, ze słynnym Kościołem filialnym Św. Jana Nepomucena na wodzie. Samo miasteczko jest uważane, za centrum kulturalno – rozrywkowe Roztocza. Dzięki temu jest bardzo zadbane, a spędzanie w nim czasu, jest czystą przyjemnością.
Kościół filialny Św. Jana Nepomucena w Zwierzyńcu, wybudowany na wodzie
W Zwierzyńcu warto też odwiedzić Browar Zwierzyniec, znajdujący się przy ulicy, a jakże 😉 Browarnej. Założony został w XIX wieku przez Stanisława Kostkę Zamoyskiego, a piwo produkuje nieprzerwanie po dziś dzień. Na miejscu znajdziemy ogródek piwny na kilkaset osób, food tracka, a przede wszystkim pyszne, zimne piwo z nalewaka, oczywiście produkcji zwierzynieckiego browaru.
W samym miasteczku warto też przejść się deptakiem nad jeziorem, oraz odwiedzić park znajdujący się tuż za Browarem.
Rowerem do Józefowa
Do Zwierzyńca dotarliśmy w czwartek, 3 maja rano. Mieliśmy przy sobie tylko mapy Roztocza, rowery i setki pomysłów, gdzie pojechać. Szybko uporaliśmy się z rozstawieniem namiotu na campingu i zaplanowaliśmy w miarę sensowną trasę, tak aby wyrobić się w kilka godzin z powrotem. Padło na Rezerwat Czartowe Pole, położony na południe od miejscowości Józefów. Gdy wreszcie wsiadłem na rower, poczułem ten dreszczyk emocji, jaki towarzyszy zawsze przed dłuższą przygodą na dwóch kółkach w nieznanej okolicy. Z campingu skierowaliśmy się na południe, jadąc głównym szlakiem rowerowym, biegnącym przez cały Roztoczański Park Narodowy. Pierwszy, nieplanowany postój mieliśmy już po trzech kilometrach, kiedy to trafiliśmy nad Stawy Echo. Stawy zostały założone w latach 1929 – 1934, na miejscu rozległych mokradeł, w dorzeczu strumienia Świerszcz. W czasie okupacji hitlerowskiej stawy dawały zatrudnienie okolicznym mieszkańcom, co wielu z nich uchroniło przed wywiezieniem na przymusowe roboty. Aktualnie, stawy przeszły renowację, a ich wygląd przypomina ten z międzywojnia. Co ciekawe, stawy napełniane są wodą tylko na okres od wiosny do jesieni. Nad stawami znajduje się, jedna z niewielu w Polsce, ostoja Konika Polskiego. Wzdłuż głównego stawu prowadzi ścieżka, początkowo zbudowana z drewnianych kładek. Z kolei na zachodnim brzegu całego kompleksu usytuowana została wieża widokowa, z której śmiało możemy podziwiać okoliczny krajobraz.
Widok na Stawy Echo z okolic plaży
Takie widoki gwarantuje wejście na wieżę
Ze Stawów Echo, ścieżka rowerowa, którą się poruszamy kieruje nas w las, w sam środek Roztoczańskiego Paku Narodowego. Choć jest na niej sporo ludzi, to jedzie się nią bardzo dobrze. Szuter jest dobrze ubity, a sama droga jest szeroka. Oprócz tego, nie mogą się tędy poruszać żadne pojazdy zmotoryzowane, także jest cicho i bezpiecznie.
Szlak rowerowy, którym się poruszamy. Biegnie tędy też Wschodni Szlak Rowerowy Green Velo
Po dwóch kilometrach robimy kolejny postój. Nie to, że się już zmęczyliśmy. Po prostu krajobraz jest tak piękny, że nie możemy się napatrzeć. W tym miejscu natrafiamy na urokliwe jezioro „Czarny Staw”, w środku lasu, do którego prowadzi krótka, drewniana kładka.
„Czarny Staw” i nie jest to ten pod Rysami 😉
Inna perspektywa
Spod stawu ruszamy dalej za znakami Green Velo. Droga biegnie raz w górę, raz w dół. Roztocze wcale nie jest płaskie, jak by się mogło wydawać. Niektóre wzniesienia dają dobrze w kość, a na zjazdach można nabrać konkretnej prędkości. Piękny, chroniony las parku narodowego poprzecinany jest cudownie wyglądającymi polanami, które w czasie wiosny zapełniają się kwitnącymi kwiatami i wysokimi trawami.
Jedna z polan, którą mogliśmy podziwiać po drodze
Roztoczańskie mleczyki
Wzdłuż szlaku, dla uatrakcyjnienia wycieczek zwiedzającym, zainstalowanych jest kilka różnego rodzaju rzeźb. Jedną z nich jest Święty Krzysztof, patron kierowców i podróżnych.
Po dwudziestu kilometrach docieramy do Józefowa. Miejscowość położona jest w centrum Roztocza i Puszczy Solskiej. Jadąc szlakiem od północy, na wjeździe natkniemy się na piękne stawy i zarazem kąpielisko, nad którymi w upalny dzień można fajnie odpocząć. Usytuowany został tu także józefowski znak Szlaku Green Velo.
Green Velo w Józefowie
Z Józefowa, w którym warto też zajrzeć na rynek, kierujemy się dalej na południe, aby wreszcie dotrzeć do Rezerwatu „Czartowe Pole”. Położony jest on około 8 kilometrów od centrum miasteczka. Poruszanie się po rezerwacie z rowerami nie jest łatwe. Sporo tu wąskich przejść po drewnianych kładkach, często też trzeba taszczyć rower w dół lub pod górę po stromych ścieżkach lub schodach. Jednak wynagradza to klimat i urok tego miejsca. Obszar ten został objęty ochroną już w 1958 roku. Ochronie podlega tu przełom i dolina roztoczańskiej rzeki Sopot. Nazwa obszaru chronionego wzięła się od objętej rezerwatem polany, gdzie według legend „jeno czarci tam hasali”. My, ze względu na rowery, przechodzimy jedynie niewielki odcinek szlaku turystycznego, ale w zupełności wystarcza on, aby poznać charakter i uroki tego miejsca.
Rzeka Sopot
Jeden z urokliwych wodospadów w Rezerwacie „Czartowe Pole”
Kładki, po których nie jest łatwo poruszać się z rowerami
Powrót do Józefowa odbywamy tą samą drogą, wzdłuż ścieżki rowerowej oznaczonej Szlakiem Green Velo. Kilka razy między Rezerwatem a Józefowem zatrzymujemy się, aby podziwiać roztoczańskie krajobrazy. Łąki, pola, lasy i wszystko to usytuowane na urokliwych pagórkach składa się na niezwykły, kolorowy i miły dla oka widok.
Kwitnący rzepak i jego żółty kolor, który wprowadzał do krajobrazu słoneczną nutę
Roztocze, to prawdziwa kraina rowerzystów. Większość szlaków jest doskonale przygotowana
Po dotarciu do Józefowa odwiedzamy jeszcze nieczynny już Kamieniołom „Babia Dolina”, obok którego znajduje się murowana wieża widokowa.
Kamieniołom „Babia Dolina” w Józefowie…
…i zlokalizowana obok wieża widokowa
Z Józefowa kierujemy się do Górecka Kościelnego, czyli w miejscowości Górecko Stare odbijamy w lewo. Możemy tu podziwiać niesamowicie wielkie i stare dęby oraz dwie kaplice: „Pod Dębami” i „Na wodzie”. Nad samą rzeką Szum usytuowana została Karczma Nad Szumem. Pokaźnych rozmiarów restauracja gwarantuje przybyłym smaczne obiady i zimne piwo. Na camping w Zwierzyńcu wracamy późnym wieczorem, zmęczeni ale jednocześnie bardzo zadowoleni z naszych pierwszych 68 kilometrów po Roztoczu. Pierwszy dzień pokazał zdecydowanie, że nie będziemy żałować spędzonych tu kilku najbliższych dni.
Film z trasy – Roztocze dzień 1
Link do aktywności w Garmin Connect
Hrebenne i okolice
Piątkowy dzień postanowiliśmy spędzić poza granicami naszego pięknego kraju, aby poznać lepiej ukraińską część Roztocza. Chcąc ułatwić sobie życie, pakujemy rowery na bagażnik i autem ruszamy do Hrebennego, na przejście graniczne. W miasteczku bez problemu znajdujemy miejsce do zaparkowania. Ostatnie dwa kilometry do granicy pokonujemy już na rowerach. Kolejka samochodów jest spora, na pewno na ponad godzinę stania. Z ukraińskiej strony kolejka kończy się gdzieś za horyzontem, gdzie nasze oczy nie sięgają. Masakra! Po pół godzinie przechodzimy polską odprawę i ruszamy w stronę ukraińskich szlabanów. Po 10 minutach oczekiwania podchodzi do nas młody, ukraiński celnik. Komunikuje jasno i zrozumiale, że nie zostaniemy przepuszczeni. Gdy pytamy dlaczego, odpowiada, że we Lwowie dyrektor wydał zarządzenie, że Hrebenne to przejście graniczne tylko dla zmotoryzowanych. Nie ma dyskusji! Musimy zawrócić. Podjeżdżamy z powrotem pod polską odprawę celną, gdzie czekamy ponad godzinę. Nasi celnicy są mocno zdziwieni, gdy mówimy im, że nie mamy nic do zgłoszenia, bo nawet nie wyjechaliśmy. Bardzo miła Pani celnik opowiada nam, jak to wczoraj, 3 maja, odprawiali kilkadziesiąt osób na rowerach i bez problemu rowerzyści ci zostali też odprawieni po ukraińskiej stronie. Ech… Jak zawsze musimy mieć szczęście. Łącznie na granicy straciliśmy prawie dwie godziny, przez co zrobiło się południe. Trzeba było na szybko opracować wariant alternatywny. Postanowiliśmy, z czego Mig wcale nie była zadowolona, pokręcić się po okolicach przygranicznych. Południowa część Roztocza przez wielu nazywana jest „Małymi Bieszczadami”. Nazwa wzięła się nie tylko od licznych wzgórz, które tu są, ale także ze względu na kresowy charakter tych okolic, który łączy w sobie przedwojenne mieszanki kultur i nacji. Planując na szybko trasę, wiedzieliśmy, że nie może być zbyt długa. Pagórki na pewno dadzą nam solidnie w kość. Padło na Rezerwat „Źródła Tanwi” położony w okolicach wsi Huta Złomy.
Z Hrebennego ruszamy na południowy – zachód wzdłuż granicy polsko – ukraińskiej, drogą numer 867. Po drodze przejeżdżamy przez niewielki ale urokliwy Rezerwat „Jalinka” w miejscowości Siedliska. Tu też znajduje się bardzo ładna, choć nie do końca wyremontowana Cerkiew Św. Mikołaja. Wybudowana została w 1901 roku, a w roku 1992 oraz 2003 została wpisana do rejestru zabytków, wraz z drewnianą dzwonnicą.
Cerkiew Św. Mikołaja w Siedliskach
Stąd, dalej wspomnianą wcześniej drogą wojewódzką, jedziemy w stronę miejscowości Werchrata. Parę kilometrów za nią, w pobliżu Monasterza skręcamy w leśną, dobrze ubitą drogę, którą mamy dostać się do rezerwatu.
Przydrożny posąg i piękne kolorowe, roztoczańskie pola
Leśna droga, którą jedziemy trochę kluczy, ale na szczęście prowadzi zgodnie z mapą, którą co jakiś czas kontrolujemy, żeby się nie zgubić. Po kilku kilometrach, dobrze ubity dukt zamienia się w piaskowy koszmar. Kręci się ciężko, a do tego żar lejący się z nieba, który zdecydowanie nie ułatwia podróży. W pewnym momencie mamy nawet wątpliwości, czy oby na pewno dobrze jedziemy. Gdy do drogi z prawej strony dochodzi niebieski szlak pieszy, już wiemy, że trafimy w miejsce, które sobie założyliśmy. Do Rezerwatu „Źródła Tanwi” docieramy po dwóch godzinach od wyjazdu z Hrebennego. Było po drodze kilka małych przerw 😉 Niestety, miejsce to nie robi najlepszego wrażenia. Wszystko jest porośnięte wysokimi krzakami, pełno tu komarów, a i poruszanie się z rowerem nie jest najlepszym pomysłem. Przedzieramy się przez połowę biegnącej tu ścieżki dydaktycznej i w Hucie Złomy postanawiamy wracać do Hrebennego. Spod wejścia na teren chroniony ruszamy na północ, ładnym, nowym asfaltem, do miejscowości Dębiny, gdzie odbijamy na wschód aby dotrzeć do Woli Wielkiej. Tu robimy kilkunastominutową przerwę pod niewielką wiatką, usytuowaną tuż obok zabytkowej cerkwi. Cerkiew Opieki Bogurodzicy w Woli Wielkiej jest dawną cerkwią grekokatolicką, która wybudowana została w 1755 roku. Po II Wojnie Światowej użytkowana była, jako kościół rzymskokatolicki. W roku 2001 została wpisana na listę zabytków, a także włączono ją do Szlaku Architektury Drewnianej w województwie podkarpackim, wraz z cmentarzem i dzwonnicą. Tak, tak, mimo że podróżowaliśmy po Roztoczu, to właśnie tego dnia odwiedziliśmy dwa województwa: lubelskie, na terenie którego leży większa część Roztocza oraz podkarpackie. Cerkiew jest naprawdę ładna i godna obejrzenia.
Cerkiew Opieki Bogurodzicy w Woli Wielkiej
Spod cerkwi kierujemy się na Werchratę i wracamy, częściowo już znaną nam drogą, do Hrebennego po samochód. Tego dnia wyszło nam 48 kilometrów kręcenia, z przewyższeniem ponad 500 metrów. Chyba nie do końca byliśmy z tego zadowoleni, ale dzięki pomocy ukraińskich towarzyszy pograniczników, nie mieliśmy innego wyjścia 😉
Film z trasy – Roztocze dzień 2
Link do aktywności w Garmin Connect
Wielka rowerowa pętla przez Roztocze
Sobota była z góry zaplanowana. Tego dnia miała pyknąć setka. Kwestią pozostawała jedynie trasa, którą na szybko opracowaliśmy w czasie śniadania. Koniecznie chcieliśmy też odwiedzić Rezerwat „Nad Tanwią”, dlatego nie mogło go zabraknąć na naszej trasie. Ze Zwierzyńca wyjechaliśmy za znakami niebieskiego szlaku rowerowego, który miał zaprowadzić nas do Krasnobrodu. Szlak poprowadzono częściowo lasem, a częściowo całkiem niezłymi, asfaltowymi drogami. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w miejscowości Guciów. Jest to niewielka wieś, położona na południowy wschód od Zwierzyńca, wzdłuż rzeki Wieprz. Słynie z „Zagrody Guciów”, zabytkowej zagrody roztoczańskiej, która w tym roku została wpisana na prestiżową listę 7 Nowych Cudów Polski Magazynu National Geographic. Miejsce to robi bardzo fajne i miłe wrażenie. Zachowana zabytkowa, drewniana zabudowa oraz kultywowana tu kultura ludowa, sprawiają że możemy cofnąć się w czasie o setki lat.
Zabytkowa chałupa z Zagrody Guciów
Obok zagrody zlokalizowany jest sklep z regionalnymi wyrobami. Bez problemu kupimy tu świeży chleb wypiekany na miejscu, pyszne podpłomyki, wędliny, sery czy miody, a także pamiątki. Warto do niego zajrzeć, aby choć skosztować lokalnych produktów. Z parkingu przy sklepie warto też przejść się kilkaset metrów w głąb pól i łąk, jedną z polnych dróg, skąd rozpościerają się nieziemskie widoki na okolicę.
Guciowski strach na wróble, na wesoło 🙂
Jedno z domostw, otulone kwitnącym bzem
Dolina Wieprza w Guciowie
W Guciowie, niebieski szlak, którym się poruszamy, skręca z asfaltu w leśną ścieżkę, przy której znajduje się stary młyn wodny, usytuowany nad Wieprzem.
Ścieżka po kilku kilometrach wyprowadza nas ponownie na asfalt, już pod samym Krasnobrodem. My jednak postanowiliśmy uatrakcyjnić sobie wycieczkę i przejechać dodatkowo przez Rezerwat „Święty Roch”. Rezerwat powstał w 1983 roku, w celu ochrony drzewostanu bukowo – jodłowego, o charakterze naturalnym. Nazwę swoją zawdzięcza usytuowanej na obrzeżach chronionego terenu Kaplicy św. Rocha. Trzymając się ściśle niebieskiego szlaku rowerowego po drodze natrafimy na jeden, naprawdę wymagający podjazd. Jednak jazda wśród ogromnych, otaczających nas drzew rosnących w rezerwacie daje wiele przyjemności i odpoczynku od miejskiego zgiełku, w którym na co dzień żyjemy.
Niebieski szlak rowerowy biegnie przez Rezerwat „Święty Roch” taką ładną i dobrze ubitą leśną drogą
Z rezerwatu wyjeżdżamy na ulicę Kościuszki pod samą granicą Krasnobrodu. Mijamy po drodze Park Jurajski, w którym pełno jest dzieciaków biegających wśród modeli dinozaurów z aparatami. W Krasnobrodzie postanawiamy zrobić sobie krótką przerwę, tuż nad zalewem. Miejsce jest urokliwe, a co dziwi szczególnie, niezbyt zatłoczone, mimo ładnej pogody i sobotniego przedpołudnia.
Zalew w Krasnobrodzie
Patrząc na mapę, z Krasnobrodu chcieliśmy dostać się do miejscowości Róża. Częściowo asfaltem, częściowo leśnymi drogami, które w dobry sposób mieliśmy oznaczone na mapie. Jednak, jak by to było, gdybyśmy czegoś nie spieprzyli 😉 Wyjechaliśmy z miasta tą samą drogą, którą wjechaliśmy, co wydawało nam się logiczne. Gdy zorientowaliśmy się, że jesteśmy w Wólce Husińskiej, coś nam zaświtało w głowach, żeby jeszcze raz spojrzeć na mapę. No jasne! Pomyliliśmy drogę, ale mając w perspektywie pokonany już jeden spory podjazd i kilkukilometrowy powrót do Krasnobrodu, zdecydowaliśmy o lekkim zweryfikowaniu trasy. Z Wólki Husińskiej pojechaliśmy do Długiego Kąta. Tu skręciliśmy na wschód, jadąc drogą wojewódzką numer 853 w stronę Tomaszowa Lubelskiego, do miejscowości Ciotusza Stara. Szczerze? Był to najgorszy odcinek, jaki przejechaliśmy rowerami na Roztoczu. Pędzące „na złamanie karku” samochody, kierowcy, którzy generalnie w dupie mieli to, że poruszamy się rowerami, przejeżdżający dosłownie kilka centymetrów od nas! Masakra! Nigdy więcej. Po kilkunastu kilometrach odbijamy na południe, na o wiele już spokojniejszą drogę, która prowadzi nas do Suśca. Po drodze, pod samym Suścem, na wzgórzu, zlokalizowana jest wieża widokowa, z której możemy podziwiać krajobraz „Małych Bieszczadów”.
\
Takie widoki możemy zobaczyć z wieży przy dobrej pogodzie
Po dojechaniu do Suśca, bez chwili wytchnienia ruszamy do Rezerwatu „Nad Tanwią”. Poruszanie się po nim z rowerem jest całkiem niezłym pomysłem. Jest kilka miejsc, w których niestety rower trzeba prowadzić, jednak większość trasy udaje nam się pokonać na dwóch kółkach, co zdecydowanie usprawnia i przyspiesza zwiedzanie. Sam Rezerwat „Nad Tanwią” jest piękny. Znajdziemy tu urokliwe wodospady, niesamowity, zielony las, a wszystko to tworzy niepowtarzalny krajobraz. Rezerwat powstał w 1958 roku, w celu ochrony fragmentów dolin rzek Jeleń i Tanew, wraz z istniejącymi tu wodospadami. Nie ma co się rozpisywać nad tym miejscem, to trzeba zobaczyć! Choćby właśnie dla tego miejsca warto udać się na Roztocze.
Wodospad na rzece Jeleń
Niesamowity, sosnowy las w Rezerwacie „Nad Tanwią”
Szumy, czyli 24 progi na Tanwi, zlokalizowane w okolicach miejscowości Rebizanty
Z Rezerwatu „Nad Tanwią” ruszamy w drogę powrotną do Zwierzyńca. Drogę pokonujemy wzdłuż biegnącego tu szlaku Green Velo, przez Józefów. W dużej części drogę już znaliśmy z jazdy nią sprzed dwóch dni.
Film z trasy – Roztocze dzień 3
Link do aktywności w Garmin Connect
Roztoczański Park Narodowy i Bukowa Góra
Ostatniego dnia naszego pobytu w Zwierzyńcu, po spakowaniu namiotu i wszystkich gratów do auta, postanowiliśmy na koniec odwiedzić Roztoczański Park Narodowy i przejść ścieżką edukacyjną „Na Bukową Górę”. Szlak ma swój początek obok siedziby dyrekcji Parku. Wycieczka nie jest wymagająca, ani trudna. Na przejście ścieżki trzeba poświęcić około godziny czasu (z dziećmi może to zająć więcej czasu). Prowadzi ona zalesionymi stokami Bukowej Góry, z jednym większym podejściem na jej szczyt. Ta część Roztoczańskiego Parku Narodowego należy do najstarszych rejonów leśnych w okolicy. Ze względu na to, że jest to rezerwat ścisły, las nie jest uporządkowany i wygląda tak jak setki lat temu. Miejscami, wyglądem przypomina Puszczę Białowieską, czy Kampinoską.
Pamiątkowe obeliski, ustawione w rezerwacie dla upamiętnienia leśników, którzy walczyli w obronie ojczyzny w lasach Roztocza
Po czterech dniach spędzonych na Roztoczu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, iż jest to jeden z najbardziej urokliwych zakątków Polski. Świetnie przygotowane ścieżki rowerowe, dobrze oznaczone szlaki, infrastruktura, która nie odbiega jakością od tej miejskiej. Wszystko to powoduje, że chciałbym jeszcze tam kiedyś wrócić. A do tego wszystkiego niebanalne krajobrazy i piękne widoki. Roztocze polecam każdemu, kto jeszcze tam nie był.